NADWARCIAŃSKIE INSPIRACJE I LEKCJA ŻYCIA

 


Dużą część późnej wiosny i lata spędziliśmy nad rzeką - na wycieczkach rowerowych wzdłuż Warty- dalszych i bliższych, piknikach nad rzeką, lodach nad rzeką, spacerach, obserwacjach, wspinając się na nasze ulubione drzewo (oczywiście nad rzeką). (Tzn. - z tym drzewem, to raczej dzieci się wspinały, mnie tylko raz poniosło.)

Jakaż więc była moja radość, gdy dowiedziałam się, że na koniec września przypada dzień wiedzy o rzece właśnie. Zaplanowałam mnóstwo rzeczy, z których udało nam się zrobić niewiele, ale chociaż to niewiele chcę tu mieć, skoro cała reszta mniej lub bardziej zwykłych wspomnień zamieszkuje już tylko w zakamarkach mojej kiepskiej pamięci.

Przygotowania rozpoczęłam już nad morzem (tak, tak!), bo tam właśnie znaleźć mogliśmy pięknie wygładzone morskimi falami kamienie idealne do naszej późniejszej pracy. (Ale o tym poźniej.) 

Najpierw ustaliliśmy sobie co wiemy o rzece, co w niej lub w jej otoczeniu zauważyliśmy (była mowa o roślinności, trawach, kwiatach, zwierzętach - od ważek po bobra), o kajakach i wodnym tramwaju. Bardziej zagadkowo zrobiło się, gdy zapytałam o początek rzeki. Na szczęście dzieci były już z nami parę razy w górach i widziały górskie źródełka, więc łatwiej było nam wyobrazić sobie jak może to wyglądać. Ja sama trochę się dokształciłam i wyszukałam na YouTube filmik, na którym pokazane jest źródło Wisły (raczej dwa źródełka - Czarna Wisełka i Biała Wisełka, które później łączą się w jedno). Po obejrzeniu kilku krótkich materiałów przyrodniczych, wzięliśmy się za nasz kilkudniowy projekt - makietę Wisły🏞.

Podczas kolejnego dnia pracy nad makietą dotarła do nas wiadomość o powodziach nawiedzających nasz kraj. Mój entuzjazm twórczy zdecydowanie opadł, niezręcznie czułam się z naszą uroczą makietą w momencie, gdy żywioł wody pokazywał swoje najmroczniejsze oblicze. Dzieci zadawały pytania o powódź, ja starałam się na nie odpowiadać lub nakierowywać na poszukiwanie odpowiedzi, wspólnie - każdy na swój sposób - zmierzyliśmy się z trudnymi i smutnymi wiadomościami i refleksjami o potrzebie pomocy oraz potędze sił przyrody.


 Makietę skończyliśmy. Spojrzeliśmy na nią nieco inaczej, ale ostatecznie jest. Pojawiły się na niej detale dopracowane przez dzieci - dwa strumyki, owieczki na górskich zboczach, mostki, krowy na pastwiskach, łódki w Zatoce Gdańskiej, wieżowce, pola uprawne, nawet ze dwie rybki.



Później makieta służyła jeszcze dzieciom do zabawy - pojawiły się na niej figurki zwierząt, domki z klocków, ludziki i auta, a tymczasem ja szykowałam powoli materiały do kolejnej rzecznej "lekcji".

...Ubiegłego lata jedna z rodzin miała nawet w naszym ogródku jakąś wieczorną trasę przelotową, a raz w kuchni po śniadaniu potknęłam się o nieproszonego chropowatego gościa. Mowa o żabach i żabkach, które raczej darzymy symaptią i dużo ich widzieliśmy w naszej nadwarciańskiej okolicy. 🐸 Tym sposobem nadszedł czas na nasze morskie kamienie. Potrzebne były jeszcze szablony, ołówki, nożyczki, pędzle, farby akrylowe, i ruszyliśmy do pracy.






Zadanie wymagało cierpliwości i skupienia, ale warto było czekać na końcowe efekty!🐸


Z żabami, podobnie jak z rzeką, nie było oczywistym pytanie (i odpowiedź) o początki. O kijankach mogliśmy poczytać w książce z naszej domowej biblioteczki.


Później zdobyte informacje utrwaliliśmy w formie graficznej przedstawiając cykl rozwoju żaby. 



I na koniec jeszcze w formie plastycznej - tworząc modele poszczególnych stadiów rozwojowych żaby. 
🐸

I, cóż, miało być duuużo więcej, ale nie zdążyliśmy. Po paru dniach pogodziłam się z tym faktem i sporym niedosytem, pocieszając się, że przecież do tematu możemy jeszcze (za)wracać nie raz🏞


Komentarze